Na kilka godzin przed meczem polskiej reprezentacji nastroje kibiców umiarkowanie spokojne. Nie musimy walczyć o wszystko, a ewentualna przegrana nie przekreśli naszych szans na awans. Jedziemy do Finlandii po to, żeby zagrać dobrze i nie przegrać. Jedynym problemem pozostaje polska ofensywa. Kto będzie strzelać?
Dlaczego nie Żurawski?
Bo to Żurawski. Jeszcze kilka lat temu takie wyjaśnienie by wystarczyło do wystawienia go w napadzie. Dzisiaj jednak to nie do końca spełniony napastnik Celticu, który szuka swojej formy niczym Don Kichot smoków. To cień tego zawodnika, który kiedyś potrafił zachwycić, urwać się i strzelić - i co ważniejsze - celnie trafić do siatki. Dzisiaj Żurawski bardziej kojarzy się z nieskutecznym grymasem twarzy.
Bo grał we Włoszech, chociaż nie grał. I nikogo nie przekonuje to, że jest pierwszym od wieczności Polakiem, który na włoskich boiskach strzelił bramkę. Matusiak do chłodnego krajobrazu Finlandii pasuje tak, jak premier Kaczyński do Trybunału Konstytucyjnego czy też Giertych do składu następnego rządu.
Bo mu się nie ufa, jako napastnikowi. Już nie raz w swojej historii dowiódł, że jak zaczyna grać dobrze - to ściąga na siebie fatum. I niezależnie od tego, czy to będzie wypadek motocyklowy, czy klątwa o imieniu "Nantes" - Saganowskiemu w reprezentacji ufa się podobnie, jak Wichniarkowi czy Mięcielowi.
Dla zasady. Rasiak się nie nadaje, bo to Rasiak. I nie zmieni tego to, że wypracował (jakże ważnego) gola w pierwszym meczu z Portugalią.
A bramkę i tak strzeli Krzyżówek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz